|
Fot. Hania - 1000 pomysłów na... |
Witajcie! Dziś co nieco dla pasibrzuchów, którzy lubią czasem zjeść poza domem, ale dbają przy tym o linię (dobre samopoczucie), wartości odżywcze posiłku, jakość wykonania i użytych składników oraz swój portfel. To tak na wstępie. Być może będzie to zaczątek jakiegoś nowego działu - zobaczymy. Póki co wrzucam do "Podróże małe i duże" oraz "kulinaria", ponieważ będzie o jedzonku, a zacznę od Wrocławia :)
|
Fot. Hania - 1000 pomysłów na... |
|
Fot. Hania - 1000 pomysłów na... |
|
Fot. Hania - 1000 pomysłów na... |
Miasto to zaiste piękne i godne odwiedzenia. Sama pamiętam Wrocław jedynie z paru (a może kilku) wycieczek szkolnych i są to raczej mgliste wspomnienia - wiele mostów, kościołów i pomnik zwierząt rzeźnych. Nie sądzę jednak, by te wspomnienia wiązały się z kulinariami, ponieważ takie wycieczki zazwyczaj kończą się wejściem do znanej wszystkim "restauracji" paskoodowej (czyt. paskudowej), w której menu znajdują się najczęściej "pyszne kurczaczki" lub na tzw. kuchni kolonijnej, czyli "obiadach domowych" przeznaczonych dla grup zorganizowanych w ośrodku tymczasowego zakwaterowania.
Dlaczego akurat Wrocław, skoro pochodzę z Poznania i tu mieszkam? Powodem jest nasz niedawny wyjazd do tego miasta. Jak wiecie z poprzednich postów, staram się dbać o to, by nasz styl żywienia był dobry, raczej lekki, nieobciążający organizmu, pełen wartościowych, dobrej jakości produktów, ale nie za cenę zaporową. Ponieważ zwiedzaliśmy od rana do wieczora bez powrotu do miejsca tymczasowego zamieszkania, to sytuacją oczywistą było zjedzenie czegoś "na mieście". Urlop ma też to do siebie, że korzystając z niego nieco luzujemy wszystkie cugle i postronki, które nas uwierają, dlatego pomimo pozostawania na własnej modyfikacji diety H. Pomroy, pozwoliliśmy sobie na nieco więcej. Co ważne, dzięki dobrym wyborom nie przywieźliśmy ze sobą nadbagażu w postaci dodatkowych kilogramów i "boczków". To, co nam przybyło to kwestia innego trybu życia codziennego i wróci do normy po kilku dniach "normalności", jak pokazuje doświadczenie.
W każdym mieście, miasteczku, albo nawet wiosce można znaleźć miejsca i ludzi, którzy dadzą zjeść dobrze, w miarę zdrowo i niedrogo. Trzeba tylko mieć nosa, dobrze szukać lub po prostu mieć szczęście. Miejsca, o których napiszę poniżej są przez nas sprawdzone i polecamy je z czystym sumieniem. Każdy jednak może mieć własne zdanie i nie zgadzać się z tą opinią. Aha! Żadna z przedstawionych tu firm nie zamawiała u mnie reklamy i nie mam z tego absolutnie żadnych korzyści. Dzielę się sympatycznymi odkryciami kulinarnymi z Wrocławia :)
Foodtruck Bagiety z Furgonety
Mniam, mniam, mniam :) Było chłodno, wiał wiatr, zbliżała się pora kolejnego posiłku i w brzuchach już trochę burczało. Koło placu Dominikańskiego we Wrocławiu stała żółta furgonetka z jedzeniem. Pomni przestrogi z Gdańska najpierw przeanalizowaliśmy skład tego, co proponuje foodtruck, a później wypróbowaliśmy. Ojej! Jakie to dobre :) Wybrałam wersję wege, wymieniając czerwoną cebulę (nie lubię surowej) na oliwki i dodałam sos pietruszkowy. Sos był właściwie gęstym, pysznym pesto pietruszkowym, które doskonale dopełniało smaku mozarelli, suszonych pomidorów i grillowanej cukinii. Skład podstawowy Bagiety Wege to: bagieta z ciasta preclowego (wielka szkoda, że jest to pieczywo białe, ale to jedyny minus), grillowana cukinia, mozarella, suszone pomidory, czerwona cebula, rukola, sos do wyboru. Mąż wziął Bagietę Salami: salami peperoni, ser mozzarella, papryczki jalapeno, czarne oliwki, sałata i sos pomidorowy. Wymienił jedynie jalapeno na oliwki, z czego również był bardzo zadowolony. Do tego sos pomidorowy z jabłkami (chutney? bardzo podobny w smaku do domowego keczupu, serio!). Wszystko świetnie pasowało. Ciepłe bagiety, idealne na chłodny, wietrzny dzień zjedliśmy osłonięci przez ściany zewnętrzne gościnnego kościółka św. Krzysztofa. Okazuje się, że i Bagiety z Furgonety znalazły tu dla siebie stałe miejsce :)
Powęszyłam nieco i oprócz oficjalnego funpage na facebooku znalazłam także recenzję na innym blogu. Przeczytajcie sobie, ale przede wszystkim wybierzcie się na bagietę! :)
W Pizzasso we Wrocławiu tworzą pizze typu włoskiego, ale jeśli ktoś woli, to znajdzie również na grubym cieście, wszystkie iście artystyczne. Oprócz doskonałego smaku pizze mają też piękny wygląd, a nie od dziś wiadomo, że po pierwsze jemy oczami. Od niedawna jesteśmy fanami włoskiej pizzy. Wiecie, takiej przygotowanej na cienkim cieście, ze świeżymi produktami i pieczonymi w piecu chlebowym opalanym drewnem - ach! Byliśmy głodni i zbyt zmęczeni, by szukać czegokolwiek poza mieszkaniem, co skłoniło nas do przejrzenia oferty pizzerii w aplikacji pizzaportal. Jedną z polecanych była Pizzasso z bogatym i interesującym menu. Wcześniej nie spotkaliśmy jeszcze pizzy włoskiej na cieście razowym. Pomysł i realizacja są naprawdę godne uwagi - mowa o Be Fit. Drugi wybór padł na Niezły Grill. Przyjechały dużo szybciej, niż się spodziewaliśmy według szacunkowo podanego czasu i były bardzo ciepłe (choć nie gorące). Niezły Grill był ogromnym zaskoczeniem. Na jednym krążku znalazła się chyba cała, podwójna grillowana pierś kurczaka - tak wielkich kawałów nigdy jeszcze nie widziałam! Dla mięsożerców idealna. Szparagi i bakłażan świetnie ze sobą współgrały, ale zdecydowanie bardziej przemówiła do mnie klasyczna w składnikach Be Fit na cieniuteńkim cieście razowym. Specyfika razowca sprawiła, że się kruszy, ale mnie to zupełnie nie zniechęca, dlatego serdecznie polecam tę pizzę oraz w ogóle Pizzasso. Podejrzewam, że warto odwiedzić również lokal, który znajduje się na pl. Powstańców Warszawy 2/1u we Wrocławiu. Można też odwiedzić ich na fb.
Droga Mleczna
Droga Mleczna to galaktyka pełna różnorodnych smaków. Niezależnie czy na miejscu (ul. Krasińskiego 32, Wrocław) czy w dowozie (który jest bardzo szybki - krótszy czas oczekiwania, niż przewidywany, a danie dowiezione gorrrące!) znajdziecie tam układy śniadaniowe, obiadowe i odpowiednie na kolację, niezależnie od pory dnia (prawie każdej, bo DM otwarta jest od 12 do 18/19).
Bistro (nie restauracja, gdyż stoliki pomieszczą zaledwie 10 osób, a zamówienie składa się podchodząc do lady, co nie jest wcale uciążliwe, chyba że akurat trafi się kolejka, która nie ma się gdzie pomieścić) jest małe, ciepłe, ale i duszne, niestety. Otwarcie drzwi w chłodne dni powoduje przeciąg i zamarzanie osób siedzących w ich pobliżu. Mimo wszystko warto skorzystać z tej galaktycznej przyjemności i zjeść coś w Drodze Mlecznej lub chociaż przygotowanego przez nich. Ekipa Drogi Mleczne to grupa pasjonatów, którzy świadomie tworzą jedzenie, dbając o jego jakość - wiele półproduktów sami produkują. Karmią naprawdę przepysznie, a osoby będące na diecie specjalnej np. bezglutenowej oraz preferujące kuchnię mięsną, wegetariańską lub wegańską z pewnością znajdą coś dla siebie.
Drogę Mleczną wypróbowaliśmy dwa razy i absolutnie nie żałujemy wyboru. Mąż testował burgery Włoski i Kozi - do mnie bardziej przemówił ten z niespotykanym dodatkiem grubego plastra koziego sera o specyficznym smaku. Wspólnie stwierdziliśmy, że świetną sprawą dla przemarzniętego i przewianego człowieka jest gorący Ramen (rosół japoński podawany z cieniutkim makaronem ryżowym). Sama przetestowałam kaszę pęczak na ostro w sosie sezamowym, z kurczakiem i świeżą sałatką oraz pieczony czerwony ziemniak (po poznańsku pyra) z fajnie przyprawioną grillowaną piersią kurczaka oraz świeżą sałatką.
Byliśmy naprawdę baaaardzo zadowoleni. Co można by zmienić to skład bułki pieczonej w Drodze Mlecznej, jako opcję. Wszak nie każdy jest fanem pieczywa pszennego, czego jestem przykładem - burger w żytniej bułce byłby równie smakowity.
Słodkości nie dla każdego
Dlaczego taki podtytuł? Cóż, czekoladę lubi chyba każdy, chociażby dlatego, że pobudza i ma wyśmienity smak. Niestety nie każdemu ona służy - jedni mogą jej zjeść całą tabliczkę i nic im nie jest, drudzy kosteczkę, innym szkodzi i w ogóle powinni z niej zrezygnować. Tak już jest i trudno się kłócić, jeśli ktoś jest np. uczulony na kakao. Nam zasadniczo nic nie dokucza, ale wiadomo, że czekolada to raczej łasuchowanie, niż jedzenie, dlatego staramy się z nią nie przesadzać. Jak już wiecie nasz wyjazd wypadł akurat w bardzo wietrzną i raczej zimną pogodę, dlatego w przerwach na zwiedzanie szukaliśmy czegoś, co nas rozgrzeje od środka, by mieć siły na dalsze wędrowanie po Wrocławiu. Tym sposobem, trochę kierowani opiniami znalezionymi na blogach o tym mieście, trafiliśmy do czekoladziarni. Żadna z dwóch przez nas odwiedzonych nie przypominała tej z filmu "Czekolada", w której główną rolę wykreowała Juliette Binoche, cóż, nie wszędzie może być tak "magicznie". We Wrocławiu są 3 pijalnie czekolady marki Wedel. Choć wypiliśmy tam napój czekoladowy z pistacjami, to nie smakował tak, jak się tego spodziewaliśmy - słonawa masa orzechowa i czekolada deserowa jakoś nie pasowały, mimo że nadziewaną z innej firmy lubimy. Może dlatego, że nie przepadamy na marką Wedel - są lepsze.
Zdecydowanie bardziej zadowoleni wyszliśmy z Czekoladziarni, której sama ściana wejściowa zachęca do wstąpienia na coś słodkiego. Wprawdzie Choco Latte było niewypałem (letnie mleko i chłodna czekolada na spodzie wysokiej szklanki dały w sumie niezbyt ciekawe w smaku zimne kakao...), za to podwójna gorąca czekolada z cynamonem zachwyciły. Niby coś tak prostego jak zagęszczony napój kakaowy, a potrafi na twarzy człowieka wywołać szeroki uśmiech lub grymas niesmaku.
Pralinki, czekoladki, trufle - tylu smaków jeszcze nie widziałam. Chwytliwe hasło z frontu lokalu "Jedz czekoladki, a będziesz piękny i gładki" zachęca do wypróbowania każdej, jednak cena już nie. Ogólnie polecam, ale właśnie czekoladę na gorąco (podwójną - pojedyncza jest mała i się nie opłaca), bo pralinki są zdecydowanie za drogie i wcale nie takie nadzwyczajne, jakby się można było tego spodziewać po wyglądzie i nazwach. Z resztą, spróbujcie wszystkiego sami, jak będziecie mieli ku temu okazję :)
Zjeść pesto w Pesto
|
Fot. Hania - 1000 pomysłów na... |
I znów nastał deszczowy, bardzo wietrzny dzień, wypełniony intensywnym zwiedzaniem pięknego Wrocławia. O Tratorii Pesto przeczytałam jeszcze przed wyjazdem na jednym z blogów o tym mieście. Ktoś zachwycał się jedzeniem z tego miejsca, obejrzałam więc i stronę. Chęć, by tam coś dobrego zjeść naszła też Męża, który uwielbia włoskie pizze. Wybrał idealnie - cieniuteńkie, chrupiące ciasto, pesto pomidorowe, pieczone bakłażany i ser. A do tego wspaniałe, "domowe" oliwy smakowe, szczególnie fantastyczna w smaku oliwa z czosnkiem! Mniam! Wszystko tak idealnie skomponowane, że ani się spostrzegliśmy, a już pizzy nie było na talerzu :)
|
Fot. Hania - 1000 pomysłów na... |
Nie, żebym była przejedzona dobrą, włoską pizzą, ale tym razem postawiłam na makaron. Pasta z wędzonym łososiem i szpinakiem przeszła moje oczekiwania. Rozpływała się w ustach. Pyszności, naprawdę!
Fot. Hania - 1000 pomysłów na...
Błękitna kamienica mieszcząca się na ul. Kotlarskiej 40 to właśnie Trattoria Pesto. Jej wnętrza są do zjedzenia i bardzo rozgrzewające. Już od progu powitali nas uśmiechnięci pracownicy i zaprosili do rozgoszczenia się. Wybraliśmy stolik w pomarańczowo-rudej sali na piętrze. Włosko - okrągłe stare stoliki, każde krzesło z innej parafii i kraciaste obrusy. Kilka starych sprzętów, antyczne meble - nawet w toalecie! - nie ma tam przesytu, ale to dobrze. Bardzo nam się tam podobało i jeśli będzie taka możliwość - wrócimy na coś pysznego. Dziękujemy!
***************
Podsumowując, warto wybrać się do przepięknego Wrocławia i pozwiedzać ile wlezie, a jeśli macie ochotę również zjeść coś dobrego jakościowo, smacznego i niezbyt drogiego, to wypróbujcie sprawdzone już przez nas lokalizacje. Naprawdę warto!
Pozdrawiam serdecznie! :)
Hania
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Witaj! Cieszy mnie, że chcesz się tu wypowiedzieć. Pamiętaj proszę o zachowaniu zgodnym z netykietą i poprawnością języka, w którym piszesz. Blog jest moderowany, a wszystkie niezgodne z zasadami komentarze zostaną usunięte. Dziękuję i zapraszam ponownie!