poniedziałek, 23 listopada 2015

Jak to jest z tymi przepisami - własne czy cudze?

     Inspiracją do tego posta był dla mnie bardzo niemiły komentarz zostawiony na jednym z blogów przez "Anonimowego" czytelnika. Bardzo przykro trafić na coś takiego na swoim blogu, ale także obserwować na cudzym krytykowanie autora przez osobę, która by być bezkarna nie podpisuje się nawet imieniem, tylko występuje jako Anonimowy Gość. Wtedy jest najłatwiej krytykować, wzburzać, a nawet grozić, ale jest to bardzo nieczysta gra. Jeśli ktoś chce coś skomentować, to wpis powinien mieć sens i być zgodny z netykietą, nie mówiąc już o podstawach dobrego wychowania. No i powinien być podpisany. Niepodpisane bardzo często godzą w osobę, do której są skierowane, choć wielokrotnie nie ma ku temu podstaw.
    Bezosobowe posty i/lub komentarze pod czyimś wpisem są bardzo często stronnicze, niesprawiedliwe i niegrzeczne. Tak było w tym przypadku. Anonim zarzucił autorce, że ukradła przepis i nie podpisała skąd pochodzi. Coraz częściej spotykamy się z wszechobecnym hejtem. Jestem mu przeciwna, dlatego postanowiłam, że ten blog będzie moderowany. Wolę lubić ludzi i się z nimi dzielić, niż nienawidzić, bo nienawiść niczego nie daje, a wartością jest dzielenie się z innymi. Wróćmy jednak do tematu głównego zapowiedzianego w tytule. Chciałabym Wam przedstawić swój punkt widzenia, z którym oczywiście nie musicie się zgadzać. 


     Jak to jest właściwie z tymi przepisami? Kiedy możemy powiedzieć, że są własne, a kiedy że już cudze? Zacznijmy od tego, że w dobie wszędobylskiego Internetu (dzięki któremu mogę prowadzić bloga), nasze życie w dużej mierze przestało być prywatne. Blogi bywają różne. Wiele z nich to regularne wpisy dotyczące przeczytanych książek lub właśnie kulinariów. Zanim jeszcze Internet wszedł pod nasze dachy (a z większością z nas wędruje także, tam dokąd zmierzamy czy to plac przed blokiem, czy wycieczka do Paryża), nasze mamy, babcie i prababcie dzieliły się tym, co miały za pomocą słowa mówionego i pisanego. Przepisy były dyktowane, gdy panie spotykały się w gronie rodzinnym, na imieninach lub przez telefon, sąsiadka sąsiadce "sprzedała" informację o pysznym cieście i sposobie przyrządzenia idealnego gulaszu. Zapewniam, że żadna z nich nie chciała za to żadnego wynagrodzenia. Zapisane w zeszycie (u niektórych wiekowym) pod nazwą "Leczo Kasi Z." danie nie daje nam więcej informacji, nad tę, że pomysłowi Kasi (a może niekoniecznie jej samej) zawdzięczamy nasz dzisiejszy obiad. Kasia nie może i nie będzie (jeśli jest osobą mądrą i życzliwą, a z takimi raczej się zadajemy) dochodziła praw autorskich, jeśli przepis gdzieś wykorzystamy, tylko będzie się cieszyła, że nam smakowało. Jeśli smakowało, to chętnie dzielimy się przepisem z innymi i nic w tym dziwnego. Zazwyczaj powołujemy się na to, że dostaliśmy ten przepis od koleżanki, ale jeśli osoba zainteresowana nie zna Kasi Z. jej nazwisko i tak nie ma znaczenia. Nie ma też wpływu na smak potrawy!

     Choć do łask wracają coraz piękniej zdobione "przepiśniki", dziś wiele przepisów znajdziemy w stale rozszerzającej się bazie Internetu. Zarówno na "prywatnych" blogach, jak i  na stronach typu smaker, czy mikser kulinarny, które zbierają informacje z różnych stron, tworząc kompilacje np. wg użytych składników lub nazwy dania. Jak nie trudno zauważyć wiele przepisów się powtarza, ale nie można zakładać, że któryś z nich został ukradziony, jak napisano w anonimowym komentarzu, znalezionym przeze mnie na jednym z blogów. Tym bardziej, że autorka napisała, iż recepturę na placek podaje ze swojego zeszytu. W Internecie, z resztą w świecie realnym również, często nie wiemy kto był pierwotnym autorem dania, dlatego wg mnie nie mamy prawa zarzucać komuś, że ukradł, chyba że przepis zamieszczony na naszym blogu/facebookowym wallu został kropka w kropkę skopiowany i przeklejony na inną stronę bez podania źródła lub, co gorsza, podpisany własnym nazwiskiem/nikiem. Niestety takie praktyki obserwuje się coraz częściej. Wówczas, jako autor możemy dochodzić praw własności, jeśli na blogu czy stronie zastrzegliśmy, że wykorzystanie przepisu w identycznym brzmieniu jest zabronione bez uprzedniej zgody autora i podania źródła. Chyba jedyną pewność daje nam zamieszczenie przepisu w wydanej książce kucharskiej (pod własnym nazwiskiem, z naszymi zdjęciami), a dopiero później opublikowanie go w Internecie...
     Moim marzeniem jest, by dzielić przestrzeń Internetu z ludźmi życzliwymi i sprawiedliwymi, którzy są skorzy do pomocy i wzajemnego kontaktu, jak za dawnych, "zeszytowych" czasów, a nie do walki i oczerniania się.  

Pozdrawiam serdecznie i do napisania! :) Hania

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witaj! Cieszy mnie, że chcesz się tu wypowiedzieć. Pamiętaj proszę o zachowaniu zgodnym z netykietą i poprawnością języka, w którym piszesz. Blog jest moderowany, a wszystkie niezgodne z zasadami komentarze zostaną usunięte. Dziękuję i zapraszam ponownie!